Kocham wszystko, co związane z
Japonią. Mangi, anime, Tokyo,
pismo, modę i film „Lost in translation”.
O Hello Kitty nie wspominając. Pierwszą japońską ‘rzeczą’, która mnie
zafascynowała, było anime “Sailor moon” Naoko Takeuchi emitowane w Polsce w latach 90. Codziennie
rano, a już szczególnie w wakacje, zasiadałam przed telewizorem, żeby obejrzeć
moje ukochane Sailorki. Główną bohaterką serii była kochająca jedzenie i komiksy Usagi Tsukino. Z czasem zapoznałam się z innymi mangami i anime. Jednym z moich ulubionych jest „Strawberry Panic”, które zalicza się do gatunku yuri. To
słodka, bardzo pozytywna historia pokazująca relacje i romanse w szkole z
internatem tylko dla dziewczyn. Przez długi czas do moich absolutnych faworytów
nalezało „Death note” za sprawą wartkiej akcji i głównego motywu serii, który
nawiązuje do kwestii takich jak zbrodnia i kara oraz kara śmierci. Poza anime,
bardzo lubię „Lost in translation”. Uważam, że to najlepszy film Sofii Coppoli,
chociaż inne też lubię. Widziałam go już kilka i zawsze chętnie do niego
wracam. W niesamowity sposób opowiada o samotności.
Kolejną rzeczą, której nie można
pominąć, pisząc o Japonii jest moda. Bardzo specyficzna, odważna, kolorowa moda
ulicy. Wystarczy poprzeglądać strony takie jak Tokyo Fashion, by przekonać się,
że po ulicach Harajuku i Shibuyi w Tokyo chodzą ludzie ubrani znacznie
ciekawiej i bardziej pomysłowo niż w większości europejskich miast. Jest to
styl streetowy, ale nawiązujący często bezpośrednio do np. konkretnej postaci z
anime. Stanowi to kontrę do zachodnich stolic, gdzie modę można zobaczyć w
zdecydowanie bardziej klasycznym wydaniu. Pomysłowość japońskich nastolatków i
dwudziestolatków (bo głównie zdjęcia ludzi w tym wieku umieszczane są na
stronie) nie zna granic.
Niestety, mówiąc o Japonii,
trzeba też wspomnieć o nieco bardziej negatywnych aspektach. Japonia to wciąż
kraj raczej konserwatywny, gdzie podział ról w społeczeństwie jest dość
tradycyjny. Pamiętam, że czytając „Za kwietnymi polami” Jun’ichi Watanabe,
byłam zszokowana tym, jak długo pozycja kobiet w tej kulturze była kompletnie
uzależniona od pozycji ojca lub męża oraz stanu cywilnego. Przez bardzo długi
czas kobiety nie miały wstępu na uniwersytety i dostępu do takich kierunków
studiów, jak chociażby medycyna. Obecnie sytuacja przedstawia się oczywiście
znacznie lepiej, choć nadal awans zawodowy kobiety jest skomplikowaną kwestią.
Tym bardziej, że w Japonii na wyższe szczeble przechodzić można tylko w jednej
firmie. Wraz ze zmianą pracy, karierę trzeba zaczynać od zera. Obrazuje to w
przystępny sposób książka „Z pokorą i uniżeniem” Amelie Nothomb.
Szczęśliwie się złożyło, że poznałam kilka osób z Japonii. Przez krótki czas
uczyłam się też japońskiego. Z chęcią bym do tego powróciła. I pewnie niedługo
tak zrobię. A przede wszystkim mam nadzieję, że uda mi się zobaczyć Tokyo na
własne oczy.