Wrzesień to mój ulubiony miesiąc w roku. Być może wiele ludzi nie podziela mojego zdania, ale według mnie we wrześniu wszystko budzi się do życia. Miasto z powrotem zapełnia się ludźmi, szkoły znów się otwierają – jednym słowem wszędzie jest pełno ruchu (i zero nudy). Zapewne zabrzmi to dziwnie, ale lato wcale nie wprawia mnie w najlepszy nastrój. Wszystko wydaje mi się takie martwe, przytłoczone upałem, znudzone do granic możliwości…
We wrześniu wszystko zaczyna się od nowa. Znów pojawiają się szanse na
poznanie nowych ludzi i znalezienie ciekawego, innego niż dotychczas zajęcia.
Nawet jeśli jest to nowy przedmiot w szkole lub wolontariat. Może właśnie
dlatego dopiero we wrześniu wyjeżdżam gdzieś dalej – do wielkiego
miasta, gdzie ciągle coś się dzieje.
Zawsze bardzo bardzo lubiłam wrzesień (no może pomijając okres gimnazjum). Być może wynika to z faktu, że jako dziecko rzadko wyjeżdżałam na dłużej i większą część wakacji spędzałam w domu.
Okres od września do końca grudnia jest moim ulubionym w ciągu roku (poza kwietniem). Właśnie w tym okresie jest Halloween, następnie moje urodziny, a na koniec Gwiazdka (i prezenty). Poza tym, we wrześniu mam wreszcie okazję wyciągnąć z szafy płaszcze, chustki, szale, czapki, swetry – koniec z nudnymi t- shirtami. We wrześniu też można się już bezkarnie zaszyć pod kocem z książką i gorącą herbatą lub czekoladą.
Nie będę szczególnie tęsknić za letnią pogodą. Oczywiście lubię ciepło i
nie tęskno mi za styczniowym marznięciem na przystanku o 8 rano, ale do tego
czasu jeszcze daleko. Zresztą wrześniowa pogoda jest fantastyczna. Ma w sobie
obietnicę jesieni, ale wciąż jest letnia. Robi się jakoś przytulniej, a
jednocześnie bardziej ‘żywo’. Świat zmienia barwy, chyba na moje ulubione.
Zdjęcia: tumblr.com